Na olimpijskim torze Polacy pokonali między innymi ekipy z Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i Czech.

 

Bardzo dobry start

13 miejsce wśród 29 ekip zajęli polscy olimpijczycy. – Tak wysokiej lokaty nie spodziewaliśmy się. Jako trener jestem niezmiernie zadowolony z postawy zawodników. Przyznam się również, że tak wysoka pozycja była  ogromnym zaskoczeniem – tak trener polskiej reprezentacji Janis Minis, podsumował występ na zimowej olimpiadzie polskiej bobslejowej czwórki. Polacy startowali po raz pierwszy w tej dyscyplinie. Przed wyjazdem szanse Polaków na sukces były oceniane jako niewielkie. Celem było osiągnięcie miejsca w pierwszej dwudziestce.     

 

Ciężkie treningi przyniosły rezultaty

W zimowym sezonie starty w zawodach i treningi zajmują zdecydowaną większość czasu. – Jesteśmy jak marynarze. Od października do marca praktycznie cały czas przebywamy poza domem – opowiada trener Minis. W Polsce nie ma toru dla bobslei i saneczek. – Treningi odbywają się głównie na torach w Niemczech i w łotewskiej Siguldzie. Zwłaszcza tor na Łotwie jest praktycznie drugim domem dla sportowców – dodaje. Ale treningi odbywają się nie tylko zimą. Obozy treningu motorycznego są w lecie, między innymi w Pucku czy Szczyrku.  

 

Zamienić Opla na Mercedesa

Sam trening to jednak nie wszystko. Bardzo ważny jest sprzęt. – Nawet najlepsi zawodnicy nie wjadą do ścisłej czołówki na złym sprzęcie. Dofinansowanie jest dla nas niezbędne – mówi marek Wiśniowski, prezes Polskiego Związku Bobslei i Skeletonu. Polacy ślizgają się na sprzęcie używanym. Bobslej został kupiony w grudniu 2017 r. od ekipy austriackiej. – Można powiedzieć, że teraz jeździmy Oplem. Chcielibyśmy wsiąść do Mercedesa, ale to są ogromne koszty – dodaje trener Janis Minis. Sprzęt jakim jeżdżą Niemcy, Kanadyjczycy czy Łotysze to koszt prawie pół miliona zł. Dwuosobowy bobslej jest nieco tańszy i kosztuje około 300 tys zł.    

 

Cel – Pekin 2022

Tak dobry wynik na olimpiadzie w Korei jest dobrym prognostykiem na przyszłość. – Chcemy szerzej zainteresować kibiców naszą dyscypliną. Mieliśmy „małyszomanię” i „stochomanię”. Mam nadzieję, że dobre wyniki spowodują, iż wśród kibiców nasz ekstremalny sport będzie równie popularny – stwierdza prezes Wiśniowski. – Nie ukrywam, że naszym celem jest teraz przygotowanie do sezonu pucharowego, aby plasować się w pierwszej dwunastce. A za cztery lata na olimpiadzie w Pekinie chcemy stanąć do równorzędnej walki o medale – dodaje. Polski Związek Bobslei i Skeletonu  poszukuje przyszłych bobsleistów. Na testy sprawnościowe zgłaszać się można bezpośrednio do władz związku.