W tym roku Gdański Ogród Zoologiczny świętuje 70-lecie. Z inspiracji i według pomysłu Dagmary Szamborskiej powstała niezwykła książka „Anegdoty z gdańskiego zoo”. Dagmara Szamborska większość życia spędziła w zoo i od podszewki poznała jego mieszkańców i pracowników. Opowiada o świecie, którego nie widzi zwiedzający i zdradza niezwykłe historie z życia zoo i jego mieszkańców. Tłumaczy dlaczego zoo nie można traktować jako miejsca, w którym trzyma się zwierzęta po to, żeby cieszyły oko.

Opowieści wysłuchał i spisał znany przyrodnik Marcin Kostrzyński. A o tajemnicach Gdańskiego Ogrodu Zoologicznego z Dagmarą Szamborską rozmawia Anna Skrzynecka.

Kiedy zaczęła się Pani przygoda z Gdańskim Ogrodem Zoologicznym?

– W zoo spędziłam praktycznie całe dzieciństwo. Miałam cztery lata, gdy rodzice otworzyli w ogrodzie zoologicznym sklep z pamiątkami. Jak to dziecko byłam ciekawa wszystkiego i zafascynowana zwierzętami. Jeździłam z pracownikami zoo i pomagałam im. Roznosiłam z ciociami i wujkami karmę, sprzątałam wybiegi. Zaprzyjaźniłam się ze zwierzętami i pracownikami.

Czy ta przyjaźń trwa?

– Trwa do dziś. Tym bardziej, że poszłam w ślady rodziców i dodatkowo zajmuję się pamiątkami. Zoo to mój drugi dom. Poznałam je od zaplecza. Nauczyłam się szacunku i miłości do zwierząt, do przyrody. W zoo jest szczególny klimat. Rano, kiedy jeszcze nie ma zwiedzających, można usłyszeć zaskakujące dźwięki natury, inne niż gdy wokół jest gwar i tłumy ludzi. Dlatego poczułam, że chcę to opisać. Świat zwierząt i ich opiekunów.

Czyli tak narodził się pomysł na książkę?

– Było to dokładnie dwa lata temu, zbliżało się zresztą 70-lecie ogrodu. Dlatego zadedykowałam książkę zwierzętom i pracownikom. Również moim rodzicom. Dzięki nim pokochałam świat zwierząt. A dzięki dyrektorce Emilii Salach udało się ten pomysł zrealizować.

O czym w takim razie jest książka „Anegdoty z gdańskiego zoo”?

– Książka opowiada prawdziwe historie. To wspomnienia pracowników, tych emerytowanych i tych, którzy wciąż pracują. Chciałam pokazać ludzi, którzy życie poświęcili zwierzętom, kochają je i świetnie zajmują się nimi. Chciałam, żeby inni zobaczyli to, czego nie widać na co dzień, kiedy spacerują alejkami.

Kim są ludzie pracujący w zoo?

– Niektóre osoby pracują od 40 lat i znają mnie od dziecka, inne zaczęły pracę mając 18 lat. I choć już nie pracują, mamy kontakt. To przede wszystkim ludzie z pasją. Cały czas są w ruchu, na powietrzu bez względu na upał czy zimno. Oporządzają zwierzęta, karmią, sprzątają po nich. Praca nie jest prosta. Bez szacunku i wsłuchania się w potrzeby zwierzęcia trudno wyobrazić sobie dobrego opiekuna.

No właśnie, w książce wspomina Pani o niezwykłych relacjach ze zwierzętami. Przykładem jest historia małej kangurzycy Tosi, którą wychowywała jedna z pracownic i to w domu?

– Historia z Tosią była dosyć głośna, w końcu mało kto ma w domu takie zwierzę. Pani Beata, która wzięła ją  pod opiekę, zajmowała się Tosią przez siedem miesięcy i praktycznie ją odchowała. Nosiła Tosię w nosidle na klatce piersiowej. Zwierzątko cały czas chciało, czuć bicie serca, więc gdy tylko było odkładane to protestowało. Co więcej, kangurzątko zaprzyjaźniło się z dużym psem pani Beaty. Taka nietypowa rodzinka.

Dobrze znanym mieszkańcem zoo był też szympans Karol

– Karol był ikoną naszego ogrodu. Lubił zwracać na siebie uwagę i zawsze oglądały go tłumy. No i nietypowo się zachowywał.

To znaczy?

– Kiedy ktoś go zdenerwował, ostentacyjnie odwracał się i nagle w kierunku tej osoby leciała garść piachu. Karol często krzyczał, pluł i robił przeróżne miny. Niestety często odwiedzający specjalnie go drażnili. Ja bardzo lubiłam Karola.

Czyli na Panią nie krzyczał i nie pluł?

– Mieliśmy inną relację (śmiech – przyp. red.). Rozpoznawał pracowników i gdy przychodziliśmy rano do zoo, czekał przy kratach z wyciągniętą łapą. Oczywiście nikt nie podawał mu ręki, bo tego robić nie wolno. Ale było to bardzo urocze. I choć Karola, już od kilku lat, z nami nie ma, często go wspominamy.

Z którymi zwierzętami pracuje się łatwiej, a które są trudniejsze?

– Każdy pracownik ma swojego ulubionego zwierzaka. Opiekunowie przechodzą przez różne działy i spotykają różne zwierzęta. Część z nich odczuwa emocje, rozumie co się wokół dzieje i potrafi doskonale współpracować z ludźmi. Z innymi zdarzają się problemy. Są też osoby, które opiekowały się przez wiele lat tylko jednym gatunkiem zwierząt i zbudowały wyjątkową więź. Tak jak pan Ryszard, który zajmował się hipopotamami. To była wspaniała relacja pełna zaufania i sympatii.

Po tylu latach spędzonych w ogrodzie zoologicznym, które zwierzę skradło Pani serce?

– Na pewno gibon Filip. Doskonale się rozumiemy. Ponieważ mój punkt sprzedaży znajduje się blisko wybiegu gibonów, co rano idę się przywitać. Filip reaguje też na gwizdanie i od razu przybiega. To miły początek dnia. Bardzo też lubię naszą pandę czerwoną Maję. W sercu mam również Karola. Nigdy jednak nie wchodzę do zagród czy klatek zwierząt. Bezpośredni kontakt mają tylko osoby do tego wyznaczone.

Wiele osób postrzega jednak zoo przez pryzmat klatek i zwierząt trzymanych na pokaz

– Ja to widzę zupełnie inaczej. W naszym zoo zwierzęta, często po bardzo trudnych przeżyciach, odzyskują poczucie bezpieczeństwa i mają godne życie. Żadne zwierzę nie zasługuje na złe traktowane, tutaj znajdują swoją opokę. To miejsce stworzone z miłości do zwierząt.

To ogrom pracy i zaangażowania

– Na tym to polega. W zoo wykonuje się szereg czynności „za kulisami”, a odwiedzający widzą efekty tych działań. Podziwiają zwierzęta, jednak nie zdają sobie sprawy, ile pracy wkłada się w to, żeby one czuły się tak swobodnie. Ogrody zoologiczne są też po to, żeby zachować pewne gatunki, ratować te, które doświadczyły złych rzeczy. Jest wiele historii zwierząt uratowanych choćby z cyrku.

Może Pani podać taki przykład?

– Słonica Wiki była przetrzymywana w cyrku w dramatycznych warunkach. A potem ukryta w metalowym kontenerze, była przykuta łańcuchami do podłogi. Nie mogę o tym spokojnie mówić. To również przykład z książki. Są też inne sytuacje.

Jakie?

– W naturalnych warunkach zebry i żyrafy żyją razem. Jakiś czas temu przyjechała do naszego zoo żyrafa, która takich warunków nie miała. Teraz potrzebny jest czas, spokój i długie obserwacje, żeby ocenić, czy zaaklimatyzuje się w nowym miejscu i z zebrami.

Książka pokazuje życie w zoo od zaplecza. Czego ma nas nauczyć?

– Przede wszystkim ma uzmysłowić ludziom to, czego nie widzą, idąc do zoo. Cieszę się, bo już kilka osób, które uczestniczyły w tworzeniu tej książki, zaczęły inaczej patrzeć na ogród zoologiczny. Wręcz specjalnie wybrały się, żeby oglądać go z nowej perspektywy. Zależy mi też, by dorośli czytali książkę dzieciom. Byśmy z dobrocią i miłością podchodzili do zwierząt. Z wdzięcznością, że otacza nas ten piękny świat.

Dziękuję za rozmowę

Książka od 24 kwietnia 2024 r. jest w sprzedaży. Do kupienia w Gdańskim Ogrodzie Zoologicznym.