Na XXXIII sesji Sejmiku Województwa Pomorskiego, która odbyła się 31 maja 2021 r. radni przyjęli apel do władz Unii Europejskiej oraz polskiego rządu w sprawie zagrożenia dla wód Morza Bałtyckiego, jakim jest zatopiona broń chemiczna z czasów II wojny światowej. Chcą aby rozwiązaniem problemu pilnie zajęli się politycy, naukowcy i UE.
Apel został przyjęty jednogłośnie.
Morze w niebezpieczeństwie
Informacje o aktualnej sytuacji związanej z zatopioną bronią chemiczną, jaki z wrakami statków, w których znajdują się dziesiątki ton produktów ropopochodnych przedstawili radnym zaproszeni na sesję przedstawiciele Fundacji Mare. Zajmuje się ona monitorowaniem zanieczyszczeń Morza Bałtyckiego. W polskiej strefie Bałtyku znajduje się około 400 wraków, z tego 100 na wodach Zatoki Gdańskiej. Dwa są szczególnie niebezpieczne.
– A czas bardzo niekorzystnie wpływa na ich stan. Postępuje korozja, uwalniane są szkodliwe substancje – podkreślał dr Benedykt Hac z Fundacji Mare, długoletni pracownik Instytutu Morskiego.
Problemem jest też zalegająca na dnie mórz amunicja i bojowe środki trujące, których po II wojnie światowej pozbywały się zwycięskie mocarstwa. W Bałtyku broń była zatapiana między innymi w Głębi Bornholmskiej oraz na niewielkim obszarze Zatoki Gdańskiej.
– Tu mamy około 30 ton materiałów – zaznaczył Hac. Łącznie w Bałtyku może być nawet 60 tys. ton zatopionej broni konwencjonalnej i chemicznej.
Statki grozy na Zatoce
Na wodach Zatoki Gdańskiej i Puckiej dwa wraki są szczególnie niebezpieczne. To „S/S Stuttgart” oraz „T/S Franken”.
– „Stuttgart” to przedwojenny statek pasażerski zamieniony później na szpital. Zatopiony został w wyniku amerykańskiego nalotu na Gdynię. We wraku, który leży praktycznie na redzie gdyńskiego portu zostało około 1000 ton paliwa – podkreślał dr Hac.
Paliwo, które wycieka z wraku znajduje się już nie tylko w zbiornikach, ale i zalega na dnie morza. Obszar skażony to już co najmniej 41,5 ha. W próbkach pobranych z okolic wraku znaleziono praktycznie całą tablicę Mendelejewa.
– Są tam związki arszeniku, niklu czy rtęci – dodaje specjalista.
Drugi bardzo niebezpieczny wrak to tankowiec „T/S Franken”. Znajduje się on w odległości kilku mil morskich od Półwyspu Helskiego. Statek był bardzo duży. Miał ponad 170 metrów długości. Czemu wrak jest groźny?
– Część zbiorników jest rozszczelniona. Może w nich być ok. 1000 ton paliwa – opisywał dr Hac.
Dodatkowo ułożenie wraku sprawia, że może się wkrótce przełamać. Niekontrolowany wyciek mógłby zanieczyścić obszar od Helu aż po Mierzeję Wiślaną. Jak zatem walczyć z zagrożeniem? Olga Sarna z Fundacji Mare podkreślała, że sytuację należy monitorować, ale jednocześnie podjąć konkretne działania. Koszt usunięcia paliwa z wraków jest oczywiście wysoki, ale i tak o setki milionów niższy niż zwalczanie skutków wycieków.
– I tu mamy poważny problem. Kto ma to finansować, rządy, ubezpieczyciele czy właściciele statków? Konwencja z Nairobi, która mówi o morskich wrakach nie działa wstecz – mówiła Olga Sarna.
Na naszych wodach zdecydowana większość wraków to jednostki zatopione kilkadziesiąt lat temu.
Samorząd województwa reaguje
Samorząd województwa pomorskiego od wielu lat zwracał uwagę na problem związany z zanieczyszczeniem wód Bałtyku.
– Niestety, przykro to mówić, ale od lat, żaden rząd nie podął zdecydowanych działań, aby rozwiązać problem – zaznaczył Mieczysław Struk, marszałek województwa pomorskiego.
Samorząd województwa wielokrotnie apelował do różnych instytucji zarówno krajowych, jak i zagranicznych o działanie.
– Założyliśmy również wnioski do Krajowego Planu Odbudowy, aby przeznaczyć środki finansowe nie tylko na monitoring zagrożeń, ale również na fizyczne prace związane z eliminacją zagrożeń – dodał Struk.
Warto tu wspomnieć choćby rezolucję przyjętą przez Parlament Europejski oraz apel Obszaru Metropolitalnego Gdańsk-Gdynia-Sopot z grudnia 2020 r.
Apel Sejmiku
W przyjętym przez radnych apelu czytamy:
„Sejmik Województwa Pomorskiego z wielkim niepokojem przyjmuje informacje o niebezpieczeństwach wynikających z zalegających na dnie Bałtyku pozostałości po II wojnie światowej, a w szczególności składowisk broni chemicznej i wraków ze zbiornikami wypełnionymi substancjami ropopochodnymi (…) Ryzyko może nieść spodziewana w najbliższych latach intensyfikacja wykorzystania polskich obszarów morskich na potrzeby budowy farm wiatrowych i towarzyszącej im infrastruktury przesyłowej. Z tego względu wzywamy do podjęcia realnych działań na obszarze Bałtyku, które ograniczą niebezpieczeństwo grożące ludziom i środowisku naturalnemu ze strony zatopionej broni chemicznej i wraków ze zbiornikami wypełnionymi trującymi materiałami”.
Sejmik województwa poparł także, przyjętą w kwietniu 2021 r. Rezolucję Parlamentu Europejskiego w sprawie pozostałości chemicznych w Morzu Bałtyckim. W apelu przywołano również stanowisko Obszaru Metropolitalnego Gdańsk-Gdynia-Sopot w sprawie zapewnienia bezpieczeństwa ekologicznego nadmorskich gmin.
– Domagamy się, aby problem ten znalazł odzwierciedlenie w odpowiednich politykach i programach UE(…). Uratowanie Bałtyku dla przyszłych pokoleń jest naszym wspólnym obowiązkiem – zaapelowali radni województwa.
Wicemarszałek województwa pomorskiego Leszek Bonna podkreślał, że ta sprawa będzie wymagała szybkiego działania z racji planowanego rozwoju morskiej energetyki wiatrowej. Zaapelował także o to, by rząd ponownie zajął się kupnem specjalistycznego statku badawczego dla służb ratownictwa morskiego. Co ważne, statek mógł dostać około 240 mln zł unijnego dofinasowania. Jednak po unieważnieniu przetargu dofinasowanie przepadło.
Najwyższa Izba Kontroli alarmuje
W styczniu tego roku po opublikowaniu przez NIK raportu w sprawie zalegających na dnie Bałtyku wraków senator Sławomir Rybicki zwrócił się do ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka o wyjaśnienia w tej sprawie. NIK negatywnie oceniła brak reakcji krajowej administracji morskiej oraz ochrony środowiska w sprawie zagrożenia wynikającego z zalegania materiałów niebezpiecznych na dnie Morza Bałtyckiego:
„Zarówno administracja morska, jak i ochrony środowiska nie szacowały też ryzyka z nimi związanego i skutecznie nie przeciwdziałały rozpoznanym i zlokalizowanym zagrożeniom. Może to doprowadzić do katastrofy ekologicznej na niespotykaną skalę”– podkreślała w raporcie NIK.
Wspólny apel do prezesa Rady Ministrów w sprawie ratowania Bałtyku wystosowali też samorządowcy z Pomorza. W odpowiedzi minister infrastruktury poinformował, że powstała Baza Danych Obiektów Podwodnych (BDOP) BHMW w której gromadzone są dane o wrakach. A sam problem wymaga szerokiej, międzynarodowej współpracy
Wcześniej, w 2018 roku senator Rybicki złożył z kolei interpelację do ówczesnego ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marka Gróbarczyka w sprawie wraku „Frankena”. Senator pytał m.in. jakie działania planuje podjąć ministerstwo, aby zlikwidować zagrożenie katastrofą ekologiczną. W odpowiedzi minister Gróbarczyk wyjaśnił, że w wodzie wokół wraku nie obserwuje się żadnego widocznego wycieku paliwa. Minister podkreślił, że brak jest również jednoznacznych dowodów na to, że we wraku zalega paliwo.