Projekt rewitalizacji Żuławskiej Kolei Dojazdowej jest realizowany dzięki dofinansowaniu ze środków unijnych w ramach z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Pomorskiego.

Co nas czeka?

Żuławy Wiślane, kraina wydarta wodzie, poprzecinana setkami, jeśli nie tysiącami kanałów. Jedne z najbardziej urodzajnych gleb w Polsce i depresja, ta topograficzna. Krajobraz trochę niepomorski, równina jak okiem sięgnąć, miejscami widoczność na 20 kilometrów i więcej. Wiatraki w nowoczesnej formie, produkują prąd, który dzisiaj dopiero po przejściu przez system przesyłowy napędza młyny i stacje pomp. Obóz Stutthof i plaża w Stegnie, miejsca trudnej pamięci i beztroskiego zapomnienia położone niemal po sąsiedzku. Kraina tyleż tajemnicza, co fascynująca, naznaczona nieoczywistym pięknem. I spięta równie nieoczywistą infrastrukturą komunikacyjną, jakim jest Żuławska Kolej Dojazdowa, jedna z ostatnich w Polsce czynnych wąskotorówek.

Fot. Piotr Widłaszewski

Jak zacząć?

Niegdyś sieć wąskiego toru była i większa i bardziej zagęszczona i bardzo dobrze skomunikowana z koleją normalnotorową. Z małych miejscowości mała kolejka zabierała pasażerów do stacji węzłowych, skąd szerszym torem można było jechać w szerszy świat. Dzisiaj to już przeszłość, odległe wspomnienie i romantyzm podróży koleją musimy wspomóc przyziemną komunikacją kołową. Autobusem lub samochodem musimy dostać się do Mikoszewa, Sztutowa lub którejś ze stacji pośrednich. W weekendy działa również połączenie z Nowego Dworu Gdańskiego. Można również pójść na całość i dostać się do Mikoszewa promem przez Wisłę ze Świbna (opłata: 25 zł), a następnie pokonać wszystkie odcinki trasy wygodnie siedząc w kolejce. Niezapomniane wrażenie to podróż letniakiem, czyli wagonem bez ścian bocznych. Przy dobrej pogodzie pozwala poczuć uroki kolejki wąskotorowej wszystkimi zmysłami.

Od Wisły do Zalewu Wiślanego/Odjazd!

Hen z Mikoszewa aż do Sztutowa pędzi kolejka wąskotorowa. Turyści z Warszawy może się w tym momencie uśmiechną, bo o działającej niegdyś kolejce mareckiej opowiadano kiedyś równie tandetną, ale nieco wulgarną rymowankę. Zaczynamy na stacji Prawy Brzeg Wisły. Znaku przy głównej drodze można nie zauważyć, więc podpowiadamy, że przy kościele należy skręcić na południe. Linię z Mikoszewa do Sztutowa obsługuje kilka składów dziennie, co stwarza dogodne warunki do zwiedzania północnej części Żuław. Dobrym pomysłem może być zabranie roweru (dopłata: 14 zł). Lojalnie uprzedzamy, że pociąg ciągnięty jest przez dość wiekowy motorowy wagon spalinowy produkcji rumuńskiej, co łączy się z charakterystycznymi wrażeniami węchowymi. Niemniej jednak wszelkie inne wrażenia są jednoznacznie pozytywne. Możemy wybrać wagon odkryty lub zamknięty, jest nawet wagon z bufetem. Przyjemny warkot motoru, wibracje o dającej poczucie mocy częstotliwości, miarowy stukot kół i powiew nadmorskiego powietrza. Udziela się atmosfera wakacji, nawet jeśli tylko jednodniowych. Lasy, urocze wiaty przystankowe o konstrukcji szkieletowej, ozdobione pazdurami na końcach kalenic. Większość z mijanych stacji jest oddalona od plaży nie więcej niż pół godziny spokojnego marszu.

Fot. Piotr Widłaszewski

Na lewo most, na prawo most!

Historia żuławskiej kolejki łączy się z przemysłem cukrowym. Jakby to nie zabrzmiało, jej głównym zadaniem było wożenie buraków. Koniec XIX wieku to złoty czas kolei, dużej i małej, a także każdej innej techniki opartej na mechanice. Genialne, chociaż niekiedy bardzo proste, rozwiązania sprawiają, że niektóre urządzenia opierają się naporowi nowoczesności i uparcie działają w zaparte. Na Żuławach są to mosty. W Sztutowie łatwo znajdziemy zwodzony most znany z serialu „Czterej pancerni i pies”. Mechanizm jego podnoszenia dzisiaj napędzany jest elektrycznie, ale z łatwością całą operację można by wykonać przy użyciu ręcznej korby. Jeżeli chcemy zobaczyć jego działanie, to musimy namówić jakiegoś żeglarza na rejs Wisłą Królewiecką. Bez uzasadnionej potrzeby mostu się nie otwiera. Niemniej jednak, warto przyjrzeć się jego konstrukcji również w stanie spoczynku. Innym bardzo ciekawym zabytkiem techniki jest most obrotowy w Rybinie. Łączy on brzegi Szkarpawy, gdy przejeżdża po nim nasza wąskotorówka, dwa razy dziennie i tylko w weekendy. Poza czasem przejazdu obrotowe przęsło ustawione jest równolegle do nurtu i z gracją pozuje do zdjęć. By zobaczyć most w działaniu trzeba się wybrać do Rybiny samochodem, rowerem lub jakimkolwiek innym środkiem transportu nieszynowego, a wcześniej sprawdzić czas operacji na stronie Żuławskiej Kolejki Dojazdowej.

Fot. Piotr Widłaszewski

Kierunek Południe/Nowy Dwór Gdański

Jak już wiemy, ta relacja obsługiwana jest wyłącznie w weekendy i wyłącznie przez jeden skład, czyli łącznie są to dwa przejazdy w sobotę lub niedzielę. Zacząć możemy w Stegnie lub w Nowym Dworze Gdańskim. Jeśli nie zabraliśmy roweru, to w razie przerw w podróży ratować się możemy dogodną na tej trasie komunikacją autobusową. Po drodze mijamy stację Cyganek. Ta urocza nazwa jest spolszczoną wersją Tiegenhagen, bo tak nazywała się ta miejscowość do końca drugiej wojny światowej. Możemy tutaj wysiąść i odwiedzić symboliczny cmentarz 11 wsi, będącym lapidarium menonickich nagrobków. Zaraz obok mieści się świetna, słynąca z dań kuchni wschodniopruskiej i świetnie przyrządzanych raków Gospoda Mały Holender. Przepiękny podcieniowy budynek jest przykładem typowego budownictwa żuławskich menonitów, a fantastycznie skomponowana karta nawiązuje do miejscowych tradycji kulinarnych. Koniecznie musimy spróbować deseru żuławskich kolejarzy (na osłodę rozstania z kolejką), który w 2022 roku zdobył Bursztynowy Laur Marszałka Województwa Pomorskiego w konkursie „Pomorskie Smaki”. Gdy się już nieco pokrzepimy możemy odwiedzić pobliski kościół z… ikonostasem. Istnienie na Żuławach parafii grekokatolickiej obrządku bizantyńsko-ukraińskiego jest świadectwem jednej z historycznych tragedii, której finał rozegrał się na tych ziemiach. Ta sprawa ma jednak szczęśliwe zakończenie. Społeczność ukraińska wzbogaca kulturowy krajobraz regionu, a ks. Paweł Potoczny jest jedną z najsympatyczniejszych twarzy współczesnego kościoła, którą prezentuje w mediach społecznościowych jako „żonaty ksiądz”. Jest on między innymi pasjonatem kajakarstwa. Pobliska Tuga, której nurt w zasadzie stoi w miejscu, jest rzeką, na której radę dadzą sobie nawet zupełnie początkujący kajakarze, zatem możemy śmiało ruszyć na wodę.

Fot. Piotr Widłaszewski