Wystawa odbywa się w ramach Galerii Jednego Dnia.

Góry inne niż wszystkie

Wędrowanie po Górach Stołowych nie przypomina klasycznej wspinaczki na szczyty i schodzenia w doliny. Trzeba – nieraz dosłownie – przeciskać się pomiędzy skałami, które wydają się specjalnie tak ułożone, żeby pozostawić tylko wąskie i niskie przejście dla wtajemniczonych. Na szczęście są tablice wskazujące bezpieczne ścieżki i kierunki. Ale skąd się wzięły tak przedziwne formacje olbrzymich głazów?

A może powstały z legendy?

Naukowcy mówią, że historia Gór Stołowych zaczęła się po górnej kredzie, potem wypiętrzenia w oligocenie i pliocenie.

– Nie jestem geologiem – mówi Mirecki. –  Mogło być również tak, że to duch gór porozrzucał skały w wielkiej złości. Rzepiór wpadał w gniew za każdym razem, kiedy usłyszał swoje przezwisko „Liczyrzepa”. To prześmiewcze określenie, niczym drugie imię, przylgnęło do niego po historii z księżniczką Emmą. Zakochał się w niej bez wzajemności i zamknął w niedostępnej wieży. Kiedy powiedziała, że tęskni za rodziną, przyniósł jej rzepy i obiecał, że każda rzepa zmieni się w kogo lub w co księżniczka zechce. Wszystko po to, żeby nie czuła się samotna. Emma obmyśliła plan ucieczki i wysłała ducha gór po więcej rzep. Tłumaczyła, że ma dużą rodzinę i wielu przyjaciół. Kiedy duch wyruszył na poszukiwanie, księżniczka zmieniła największą rzepę w skrzydlatego rumaka i uciekła z wieży. Wielki żal i złość ducha gór do dzisiaj rozbrzmiewa w wichurach, burzach i ulewach w tej okolicy. To tylko jedna z wersji. Inną przyczyną powstania zwalisk skalnych mogła być chęć ukrycia licznych skarbów przed oczami ludzi. Co prawda złota i drogich kamieni pilnuje dwanaście najsilniejszych i najodważniejszych krasnali z Karkonoszy, ale ostrożności nigdy za wiele. Osuwiska mogły się również pojawić w trakcie wielkiego sporu Karkonosza (to kolejne z imion Rzepióra) z Władcą Tatr. Nie wiadomo – opowiada.

Góry oczami Mireckiego

Opowiada, że pojechał w Góry Stołowe z nutą nadziei, że usłyszy jakieś – choćby odległe – echo tych dawnych wydarzeń, ślad Rzepióra, jego śmiech albo złorzeczenie niesione wiatrem, cień szaty w rozwiewającej się mgle.

– Czy moje nadzieje się spełniły? Chodziłem wśród skał spowitych mgłą, niebo było pochmurne, a załamanie pogody nadeszło dość nieoczekiwanie. Ucieszę się, jeżeli dostrzeżecie Państwo na zdjęciach ten nastrój. Bo jeśli chodzi o ślad ducha gór. Może Wy go znajdziecie na tych fotografiach? Zapraszam do poszukiwań – dodaje Mirecki.

Przemysław Mirecki

Urodził się w 1965 r. w Słupsku. Nigdy jest zawodowym fotografem. Niedawno odszukał w jednej ze słupskich pracowni model aparatu, jaki dostał od rodziców w prezencie Ami 66. Możliwość utrwalenia chwili na obrazku bardzo przypadła mu do gustu. Fotografia towarzyszyła mu – z przerwami – w kolejnych okresach życia. Po 2000 r. przystąpił do grupy twórczej Fotoaktywni prowadzonej przez Zbigniewa Suligę w Słupskim Ośrodku Kultury. Z tej grupy wyłoniła się kilkuosobowa formacja Światłoczuli, której przewodził również Zbyszek. Działalność w Fotoaktywnych i Światłoczułych zaowocowała uczestnictwem w kilku wystawach zbiorowych. Był uczestnikiem plenerów i wystaw poplenerowych organizowanych przez stowarzyszenia fotograficzne w Zamościu, Horyńcu, Zakopanem, Łopusznej, Jarosławcu, Darłowie i Ustce. Od 2017 r. jest członkiem Stowarzyszenia Marynistów Polskich. Aktualnie pełni funkcję prezesa w Oddziale im. Zbyszka Suligi w Słupsku. Jest to jego druga wystawa indywidualna.

„W poszukiwaniu ducha gór”

  • 5 czerwca 2024 r. godz. 17.00 – wernisaż
  • ekspozycję można oglądać do 18 czerwca 2024 r.
  • Centrum Aktywności Twórczej
  • ul. Zaruskiego 1
  • Ustka