Czy można być odkrywcą i podróżnikiem nie wybierając się na drugi koniec świata? Dla wszystkich Pomorzan, którzy lato spędzają w granicach własnego województwa, ale także dla złaknionych nieoczywistych odkryć turystów, przygotowaliśmy kilka ciekawych propozycji.
Pomorze to przede wszystkim najpiękniejsze na polskim wybrzeżu plaże i malownicze Kaszuby. Ale nie tylko – na odkrycie wciąż czeka nasza „kraina łagodności”, czyli Kociewie, a przygód i atrakcji można szukać również na Żuławach i Powiślu. W cotygodniowym cyklu przedstawiamy Wam ciekawe miejsce w naszym regionie, które wiążą się z wyjątkową historią. Dziś historia wiatrem i wodą napędzanych wiatraków.
Koźlak czy holender?
Młyny i wiatraki stanowiły w dawnych czasach stały element pomorskiego krajobrazu. Energię wody i wiatru wykorzystywano na wiele sposobów. Wiatraki pomagały nie tylko w mieleniu zboża, ale również w pompowaniu wody na żuławskich groblach. Z kolei napędzane wodą tartaki wykorzystywano powszechnie na zalesionych terenach Kaszub. Z czasem większość z tych drewnianych konstrukcji zdemontowano, jest jednak kilka miejsc, w których – w lepszym lub gorszym stanie – pozostały do dziś.
Zacznijmy od Żuław, gdzie wykorzystywano dwa rodzaje wiatraków: „koźlaki”, czyli takie, w których wiatrak obracał się w całości i „holendry” gdzie obracał się jedynie dach budynku wraz ze skrzydłami. Jedyny zachowany do dziś koźlak na Żuławach stoi w Drewnicy. Zbudowali go menonici w 1718 roku do mielenia zboża. Wiatrak jest całkowicie drewniany, we wnętrzu zachowały się jeszcze elementy dawnego wyposażenia. Wiatrak jest dziś własnością prywatną, ale ulokowany jest w takim miejscu, że można go podziwiać z bliskiej odległości.
Najbardziej znanym „holendrem” na żuławach jest natomiast wiatrak w Palczewie. Zbudowano go w 1800 roku i był wówczas bardzo nowoczesny: miał mechanizm który samoczynnie regulował ustawienie skrzydeł wiatraka względem wiatru. Co ciekawe – mimo wieku wiatrak funkcjonował do 1958 roku. Później popadł w ruinę, ale obecnie nowy właściciel robi wszystko, by przywrócić mu dawny blask.
W innych rejonach Pomorza wiatraki ustawiano zazwyczaj na wzgórzach i wzniesieniach. Ceglane ruiny takich wiatraków spotkamy m.in. w Pużycach, Ankamatach czy Budziszu. Warto też zajrzeć do Zdrzewna, gdzie okazały „holender” z 1919 roku odpoczywa po długoletniej pracy (on również działał do lat 50. ubiegłego wieku) w otoczeniu nowoczesnych turbin wiatrowych.
Woda zamiast wiatru
Tam gdzie trudno było złapać wiatr w ramiona wiatraka, z pomocą przychodziła energia wody. Młyny budowano nad wieloma rzekami i rzeczkami – jednym z takich miejsc jest Borowy Młyn, gdzie do dziś znajdują się ceglane ruiny młyna.
Z kolei w Chocińskim Młynie po dwóch stronach rzeki zbudowano młyn oraz tartak – oba zasilane energią wody. Młyn niestety rozebrano w 1968 roku, jednak drewniany budynek tartaku stoi w tym miejscu do dziś. Stracił niestety swój najbardziej widowiskowy element – duże drewniane koło.
Jeśli zastanawiacie się jak wyglądały piły tartaczne i inne elementy wyposażenia tartaku wodnego – koniecznie zajrzyjcie do niewielkiej wsi Pełk nad rzeką Zbrzycą nieopodal Dziemian. Tu obok ruin dawnego młyna (który działał do 1949 roku) nadal można zobaczyć m.in. trak służący do cięcia drewnianych kłód na deski.
Młyn w Pełku był jednym z kilku młynów na Zbrzycy. Kolejny młyn znajdował się w pobliskiej wsi Dywan. Dziś w odrestaurowanym młynie działa agroturystyka. Natomiast na południe od jeziora Parzyńskiego, w leśnym przysiółku Parzyn Młyn do dziś zobaczyć można ruiny młyna, spiętrzenie wody oraz dawne maszyny młyńskie rdzewiejące pod gołym niebem.
Król wśród młynów
Jednymi z najbardziej okazałych młynów w naszym regionie były starogardzkie młyny Wiechertów. W szczytowym momencie zdolność produkcyjna tych młynów sięgała 70 ton pszenicy i 50 ton żyta na dobę. A mąka ze starogardzkich młynów była znana w całej Europie. W 1912 roku turbina wodna młyna zaczęła produkować prąd na potrzeby m.in. oświetlenia ulicznego w Starogardzie. Młyny pracowały nieprzerwanie do lutego 1945 roku, kiedy rodzina Wiechertów opuściła Starogard.
Franz Rudolf Max przed wyjazdem zabronił pracownikom wysadzenia obiektów – chciał by młyny nadal służyły mieszkańcom miasta. Udało się to, choć Rosjanie chcieli pierwotnie zdemontować i wywieźć na wschód wyposażenie nowoczesnego zakładu. Po wojnie młyny przeszły na własność skarbu państwa. Działały w tym miejscu Zakłady Zbożowo-Młynarskie. W maju 2013 roku olbrzymi pożar zniszczył doszczętnie niemal cały kompleks. Trzy lata później kolejny pożar dopełnił zniszczeń.