Ostatni weekend upłynął w Gdańsku i Sopocie pod znakiem opery. Baltic Opera Festival, którego pomysłodawcą był słynny bas-baryton Tomasz Konieczny, okazał się sukcesem. Widzowie spragnieni doznań muzycznych wypełnili salę Opery Bałtyckiej i Opery Leśnej praktycznie po brzegi.
Nie zabrakło również wydarzeń towarzyszących.
Otwarcie festiwalu
Pierwszą edycję festiwalu otworzyła operetka Karola Szymanowskiego „Loteria na mężów, czyli narzeczony nr 69”, która została ciepło przyjęta przez publiczność Opery Bałtyckiej. Dzieło Szymanowskiego nie zachowało się całkowicie do czasów współczesnych, więc adaptacja pozostała w rękach twórców z Opery Krakowskiej, która przyjechała z „Loterią na mężów” nad morze. Jedyna taka pozycja w dorobku Szymanowskiego wyszła zgrabnie, zabawnie i uroczo, a artyści mieli możliwość pokazania swego talentu wokalnego i aktorskiego.
Premiera „Latającego Holendra” w przestrzeni Opery Leśnej
W sobotę festiwal przeniósł się do Opery Leśnej w Sopocie. Godzina rozpoczęcia premiery „Latającego Holendra”, czyli 21.00 nie była przypadkowa. Kiedy powoli zapadał zmrok, tło opery, czyli las rozświetlały kolorowe światła, które nadawały spektaklowi dodatkowego magicznego nastroju i sprawiły, że kilkutysięczna publiczność, odwiedzająca tego dnia operę była pod ogromnym wrażeniem. Użycie naturalnej scenografii było strzałem w dziesiątkę, ale nie było pomysłem nowym. Zabieg stosowano już sto lat temu, kiedy w tym miejscu odbywały się regularne koncerty operowe, przerwane w czasie wojny. Nie tylko las odegrał tutaj ważna rolę, scenę uzupełniła strzelista i mobilna scenografia zbudowana specjalnie na tę okazję. Orkiestra pod batutą legendarnego Marka Janowskiego grała bez nagłośnienia, ale wykonanie nie straciło przez to mocy. Artyści pierwszoplanowi: Ricarda Merbeth (Senta), Andrzej Dobber (Holender), Franz Hawlata (Daland) i Stefan Vinke (Eryk) zabrali się do dzieła Wagnera po mistrzowsku. Małgorzacie Walewskiej (Maria) i Dominikowi Sutowiczowi (Sternik), którzy tego wieczoru odegrali role drugoplanowe, nie można odmówić kunsztu. Pięknie wybrzmiały też sceny zbiorowe, wyśpiewane przez chór.
Swobodna atmosfera
Sobotnia widownia różniła się od tej piątkowej, która zawitała do gmachu Opery Bałtyckiej. Piątek stał pod znakiem nieco sztywniejszych reguł, do których przyzwyczaiło nas to miejsce. Natomiast w sobotę pozwolono sobie na dużo większą swobodę w zakresie dobierania stroju, bo pojawiły się osoby, które zdecydowały się na „wyjściowy dresik” z charakterystycznymi trzema paskami. Różnorodność publiczności potwierdził fakt, że Opera Leśna to miejsce, które dużo mniej onieśmiela widza.
Ostatnie takty festiwalu
Podczas festiwalu nie zabrakło atrakcji dla najmłodszych, warsztatów i pokazów filmowych. Wszystko to stało pod znakiem opery i ludzi z nią związanych. Dzisiaj wieczorem (17 lipca) odbędzie się druga odsłona „Latającego Holendra”, która jednocześnie zamknie pierwszą edycję festiwalu. Pozostaje tylko czekać na zapowiedzi i pomysły, które zostaną zrealizowane w przyszłym roku. Z mojej strony na pewno – do zobaczenia!