Bohaterem dokumentu jest pan Antoni, 95-letni mieszkaniec Wdzydz. Spotkania z nim zaowocowały wieloma godzinami ciekawych rozmów, z których autor filmu ułożył w barwną opowieść. Starszy pan jest świadkiem historii swojej małej ojczyzny, zakątka Kaszub położonego nad jeziorem Wdzydze i w jego okolicach. Wspomina życie przed II wojną światową widziane oczami małego chłopca, realia tradycyjnej, wiejskiej społeczności. Przywołuje też lata wojenne, ze wszystkimi niebezpieczeństwami, trudem i smutkami. W dorosłym życiu swoją pracą wspierał rozwój wdzydzkiego skansenu oraz odkrył talent rzeźbiarski. Jego prace znajdują się w kolekcjach prywatne oraz zdobią kościół w Wąglikowicach. Pan Antoni w filmie odkrywa przed widzami tajemnice świata, który zna od dziecka. Na ten świat składają się miejsca, osoby, pamięć o ludzkich dramatach oraz… zjawiska nadprzyrodzone. Autor filmu odpowiedział na kilka pytań zadanych przez naszą redakcję.

Skąd pomysł na taki film? Jak to się zaczęło?

Moją pasją jest fotografia, którą zajmuje się od lat, ale interesuje mnie też historia. Jestem autorem kilku albumów, na przykład o Warszawie i o Sopocie, które zawierają nie tylko zdjęcia, ale również osobiste historie. Odkrywałem je w rozmowach z mieszkańcami domów, które fotografowałem. I tak docierałem do różnych, bardzo ciekawych opowieści. Wdzydze są mi bardzo bliskie, bo od 1979 roku regularnie spędzam tam wakacje. Długo drzemał we mnie pomysł, by poznać historię tej miejscowości, porozmawiać z jej mieszkańcami. Żałuję teraz, że nie zacząłem tych rozmów wcześniej. A pomysł na film powstał, gdy usłyszałem o panu Antonim, rzeźbiarzu ludowym i bardzo ciekawej postaci.

Jak się zaczęła wasza znajomość? Jaki jest pan Antoni?

Słyszałem o panu Antonim od kilku osób, do kontaktu z nim zachęcił mnie między innymi jego wnuk. I okazało się, że 96 latek, to otwarta osoba, która wiele przeżyła i świetnie o tym opowiada. Obecnie pan Antoni mieszka we Wdzydzach, ale urodził się w Skoczkowie, a od 7 do 12 roku życia mieszkał też w pobliskich Wąglikowicach. Jako dorosły człowiek pracował we wdzydzkim skansenie.

Określił go pan mianem ludowego rzeźbiarza. Od kiedy pan Jaszewski rzeźbi? Czy jego prace można gdzieś obejrzeć?

Pan Antoni wiele lat pracował w leśnictwie. Później zaproponowano mu pracę w skansenie we Wdzydzach. To były lata siedemdziesiąte a skansen zaczął się rozwijać. Pracował  tam jako znawca drewna i wtedy po prostu zaczął rzeźbić, padła na niego iskra boża, zauważył że ma talent. Rzeźbił postaci, które pamiętał z dzieciństwa, na przykład żebraków. Opowiadał, że kiedyś było dużo żebraków, którzy chodzili między wsiami i zaglądali do chat, do domów i prosili o jedzenie. Wyrzeźbił też praczkę piorącą w balii oraz postać matki, która kroi chleb, czy miesza w garnku.

Czyli rzeźbił z pamięci postaci w codziennych życiowych sytuacjach?

Właśnie tak było. A jego prace były rozchwytywane przez turystów, również zagranicznych. Pokazywał mi zdjęcie pięknej płaskorzeźby przedstawiającej panoramę Gdańska.  Był też autorem jednej z rzeźb ołtarza papieskiego zbudowanego w 1999 roku na sopockim hipodromie. Ostatnie jego prace to figury świętych, które możemy zobaczyć w kościele parafialnym w Wąglikowicach. Jest tam też piękny krucyfiks jego autorstwa, który wisi pod chórem.  To piękne dzieło a figura Chrystusa jest zachwycająca. Pan Antoni od dwóch lat już nie zajmuje się rzeźbieniem. Nie ma już siły i pogorszył mu się wzrok.

Wdzydze i Wąglikowice to tereny kaszubskie. Czy w opowieściach pana Antoniego pojawiają się odniesienia do kaszubskiej kultury?

Była mowa m.in. o typowo kaszubskim zwyczaju. Chodzi i puste noce, czyli obrzęd żegnania się ze zmarłym, kiedy otwarta trumna z jego ciałem stała w domu, a w pokoju obok modlono się za duszę zmarłego i śpiewano pieśni. Goszczono rodzinę i sąsiadów. Puste noce były piękne śpiewane, szczególnie przez chóry męskie, które do dzisiaj funkcjonują jeszcze na Kaszubach. Wiem, że takie obrzędy się jeszcze zdarzają. Pamiętajmy, że pan Antoni przywołuje wspomnienia i obrazy widziane oczami dziecka. A puste noce były wówczas wyjątkowy wydarzeniem zwłaszcza dla dzieci.

Dlaczego były takie wyjątkowe?

Czasy były wówczas bardzo ciężkie, każdy dzień to była walka o przetrwanie. Na tych terenach panowała bieda. Miejscowa gleba jest wyjątkowo trudna w uprawie. To są piaszczyste grunty, na których prawie nic nie rosło. A podczas pustych nocy był poczęstunek, świeży chleb, masło, smalec. Dzieci po prostu marzyły o tym chlebie, chciały się go do syta najeść i pusta noc to był taki właśnie czas. Nieraz dorośli zwracali uwagę, że trzeba się też modlić za zmarłego, a nie tylko wejść i zjeść chleb.

Z pewnością najtrudniejszym czasem w życiu pana Antoniego była II wojna światowa. Czy opowiada o tamtych doświadczeniach?

Gdy wybuchła wojna pan Antoni miał 10 lat. Był bardzo bystry, wiele więc zapamiętał. Opowiadał mi o miesiącach poprzedzających wojnę, o polskich rekrutach, o przebiegającej w panice ewakuacji ludności cywilnej, a później o pierwszych kontaktach z Niemcami. Najpierw tylko rozpytywali o polskie wojsko. A później rozpoczęły się prześladowania wszelkich przejawów polskości i życia religijnego. Pamięta jak wyłapywano i mordowano księży i nauczycieli. Niszczono przydrożne krzyże i kapliczki. W okolicy ocalała tylko jedna figura bo mieszkańcy zdołali ją ukryć. W Wąglikowicach krzyż stojący przed szkołą został ukryty w stodole i przetrwał wojnę.

Dla 10 latka, były to trudne momenty.

To zostaje na zawsze w pamięci. Niemcy kazali też mieszkańcom zabić wszystkie psy. To było okrutne, ale wiedziano, że za byle jakie przewinienie groziła kara śmierci. Więc w jednym miejscu wykopano dół, ludzie przynosili swoje psy i ktoś je po kolei zabijał. Całe wsie zostały bez psów. Pan Antoni opowiadał też o Alojzym Grulkowskim, który ukrywał się w lesie z radiostacją, nasłuchiwał komunikatów wojennych nadawanych przez aliantów, a następnie nadawał je we własnej audycji w języku niemieckim. Miał pseudonim „Hindenburg”, bo nosił bardzo duże wąsy. Niemcy nigdy go nie złapali. Do więzienia trafił dopiero po wojnie, za krytykę Bieruta i władzy komunistycznej.

A która z opowieści najbardziej pana zachwyciła albo poruszyła osobiście?

Wszystkie opowieści Pana Antoniego mam w pamięci i chcę je przekazać. Każda na swój sposób porusza. Jest ich tak dużo, że nie wszystkie się zmieszczą w pierwszym filmie. Gdy rozmawiałem z panem Antonim, to zrozumiałem, że ludzie kiedyś bardzo żyli wiarą, ale też i przesądami, zwłaszcza obawą  przed złem. Te opowieści są niekiedy może dziwne, bo pojawiają w nich czarownice i diabły. Są takie historie, że włosy na głowie stają. Jedna z nich pojawi się w pierwszej części i dotyczyć będzie właśnie spotkania z diabłem. To bardzo barwna opowieść a mój rozmówca rzeczywiście tego diabła zobaczył.

Bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę.