Prawdziwe święto kuchni regionalnej odbyło się 1 i 2 marca. Międzynarodowe Targi Gdańskie odwiedziło kilkanaście tysięcy osób. Można było spróbować m.in. tradycyjnych serów podpuszczkowych i wędlin z rodzinnych masarni, rzemieślniczego piwa, wyśmienitych konfitur i domowych ciast. Były pierogi, przetwory z lawendą w roli głównej, świece sojowe, a nawet ręcznie wykonywana biżuteria. Do tego prelekcje i warsztaty m.in. dotyczące ekologii i eksperymentowania w kuchni oraz nauka lepienia pierogów. Najmłodsi uczyli się żonglować talerzami. Kto nie był, niech żałuje!
Festiwal Smaków Regionalnych odbył się pod hasłem z pola prosto na stół.
Tłumy smakoszy regionalnych przysmaków
Na dwa festiwalowe dni jedna z hal Międzynarodowych Targów Gdańskich zamieniła się w prawdziwą ekologiczną kuchnię. Prawie 15 tys. gości odwiedziło pierwszy Festiwal Smaków Regionalnych. Chętni kupowali, ale też kosztowali różnorodne potrawy i produkty. Poza degustacją na hali AmberExpo był lokalny targ. Stoiska miały województwa: zachodniopomorskie, wielkopolskie, mazowieckie, łódzkie oraz warmińsko-mazurskie, a także gminy: Czarne, Szemud i Starogard Gdański. Wystawcy regionalni oferowali m.in.: sery, wędliny, miody, oleje, konfitury, soki czy marynaty.
– Kupiłam mnóstwo przetworów. Mam syrop z pokrzywy, marynowaną dynię, chleb na naturalnym zakwasie, kiełbasę orzyszowską, piwo pomarańczowe – mówi pokazując, co kupiła – pani Joanna. – Naprawdę warto było tu przyjechać. Podobno to pierwszy taki festiwal w Gdańsku. Mam nadzieję, że będą kolejne – dodaje.
Na stoiskach nie zabrakło też piw rzemieślniczych warzonych w lokalnych browarach, okowity czy miodów pitnych wytwarzanych w Wilkowie na Lubelszczyźnie. Najwięcej wystawców było z Pomorza. Mieli m.in.: domowe ciasta bez sztucznych barwników i konserwantów (np. serniki, szarlotki, tartaletki z białej czekolady, tort bezowy, croissanty), trufle, miody prosto z pasiek, marynowane koreczki śledziowe, wędzone szprotki prosto z beczki. Były też octy żywe z ziół i owoców wspomagające pracę różnych układów i narządów, a także oleje tłoczone na zimno (np. z czarnuszki, rzepaku i lnianki) oraz różnorodne marynaty i przetwory (np. chrzan z tartego białego buraka). Miłośnicy bardziej orientalnych przysmaków chętnie kosztowali tatarską kuchnię (np. chinkali, samsa), tureckie smakowe chałwy czy oliwki (np. oliwki z pomarańczą). Dla dzieci uwielbiających słodycze były lody i lizaki. Wszystko było apetycznie podane, smaczne i zdrowe, bo pochodzące z naturalnych składników. Długa kolejka ustawiła się również do jedynego stoiska warzywnego, na którym można było kupić m.in.: buraki, pory, cebulę czy marchew.
- Fot. Jacek Sowa
Ekologicznie, ale tradycyjnie i nowocześnie
W trakcie festiwalu można było podpatrywać kucharzy podczas pracy. Pani z koła gospodyń wiejskich uczyła, jak wyrabiać ciasto i lepić z niego pierogi. Odwiedzający festiwal mogli dowiedzieć się, jak łączyć smaki, aby było zdrowo, smacznie i ekologicznie. Była też mowa o eksperymentowaniu, używaniu roślin, które doskonale aromatyzują i podkręcają potrawy. Zachęcano do wykorzystywania naturalnych składników do pieczenia ciast i przygotowywania deserów jak np.: miody, syropy, owoce suszone, orzechy. O sekretach pomorskiej kuchni i kluczowej roli ryb opowiadał m.in. Andrzej Ławniczak. Mówił, że ryby przez wieki były podstawą nadmorskiej diety. Były łatwo dostępne, a do tego smaczne i zdrowe. Ponadto, festiwalowi goście mogli również usłyszeć, że sery to jedne z najstarszych i najbardziej różnorodnych produktów na świecie. Mogli je próbować i uczyć się, jak komponować smaczne i zdrowe przekąski serowe. W trakcie wydarzenia przypominano o zasadzie zero waste, którą można wykorzystywać np. do pakowania kanapek czy dań do szkoły i pracy. Drugiego dnia festiwalu można też było poznać tajniki kuchni włoskiej, a zwłaszcza jej różne oblicza.
Co jeszcze się działo?
Dla najmłodszych przygotowano specjalną strefę zabaw i animacji m.in. malowano im buźki czy uczono, jak kręcić cyrkowymi talerzami. Była też strefa food courtu, gdzie festiwalowi goście mogli skosztować różnorodnych dań przygotowywanych przez restauratorów i producentów. O oprawę muzyczną wydarzenia zadbali Koleczkowianie oraz grający na rogach myśliwi.
W nurt zero waste wpisały się też banki żywności, które w niedzielę promowały ideę niemarnowania jedzenia i dzielenia się nim z potrzebującymi. Można było podpatrzyć, jak wykorzystać resztki jedzenia, tworząc pyszne i zdrowe potrawy. Na stoisku banków żywności były też konkursy z nagrodami.
Podczas festiwalu odbył się też konkurs na:
- najsmaczniejsza potrawa – czyli to, które zachwyca smakiem – zwycięzcą zostały Domowe Wypieki Pani Reni
- najładniejsze stoisko – bo jedzenie smakuje także oczami – laureatem została Pasieka Henio
- najbardziej oryginalne stoisko – uznanie zdobył Pan Trójniak.
Nagrodę specjalną uzyskała Azima Tatarskie Przysmaki.
Poza gotowymi daniami i produktami można było nabyć też sojowe świece wytwarzane na Dolnym Śląsku, które nie tylko doskonale pachniały (wśród 120 zapachów były np. zapach morskiej bryzy, ciasteczkowy czy malinowy), a ich ciepły, rozpuszczony wosk może służyć jako balsam do ciała. Panie chętnie nabywały biżuterię. Można było wybierać spośród wykonywanych ręcznie wisiorków, bransoletek czy pierścionków. W czasie festiwalu każdy mógł znaleźć coś dla siebie. A ci, którzy nie byli, niech żałują!
- Fot. Jacek Sowa